Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ukazało się niejakie polepszenie. Wtedy przystąpił do niego ksiądz Jełowicki i począł odmawiać litanię i modlitwę za umierających. Obecni odpowiadali, jeden tylko Chopin milczał. Ciężkie falowanie piersi świadczyło atoli, że żyje jeszcze. Następnie zbliżyło się do niego dwóch lekarzy; jeden z nich doktór Cruveillé, przysunął świecę do Chopina oblicza, zczerniałego prawie od duszenia się, i zapytał — czy bardzo cierpi? Po pewnem wysileniu, szepnął dosyć wyraźnie: „Plus!“...
Było to ostatnie słowo, które usta jego wydały. Jedno jeszcze ciężkie westchnienie i — zamknął oczy na wieki!
Zegary na wieżach olbrzymiego miasta, biły właśnie w tej chwili trzecią godzinę z północy, 17 października 1849 roku!
Kiedy w kilka minut później otworzono drzwi sypialni, zebrani w przyległych pokojach znajomi i przyjaciele podeszli, aby raz jeszcze ujrzeć oblicze zmarłego. Wszyscy płakali...
Ponieważ wiedziano iż zmarły, lecz mający nieśmiertelnie żyć w świecie sztuki mistrz, lubił niezmiernie kwiaty, przeto nazajutrz tyle ich naznoszono, że zwłoki jego na katafalku, dosłownie kwiatami zasypane zostały. Oblicze Chopina długiemi cierpieniami znękane i przekształcone, teraz wypiękniało, jak gdyby urok