Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mogły patrzeć na mnie inne zagraniczne głowy, ujrzawszy pomiędzy sobą profana. Zresztą, nigdy nie chcę być nie na swojem miejscu. I tak już przy stole, zdaje mi się krzywo na mnie patrzył mój sąsiad. Był-to profesor botaniki z Hamburga, pan Lehmann. Zazdrościłem mu jego paluchów. Ja dwoma rękami bułkę łamałem, on jedną pogniótł ją na placek. Żabka takie miał łapeczki jak niedźwiedź. Gadał z panem Jarockim przezemnie, a w rozmowie tak się zapominał, tak się zapalał, że po moim talerzu paluchami gmyrał i okruszyny zmiatał. (To prawdziwy uczony, bo przytem miał nos duży i niezgrabny). Siedziałem jak na szpilkach podczas zamiatania mojego talerza i potem musiałem froterować serwetą.
Marylski za grosz gustu niema, jeżeli mówi że berlinki są piękne. Stroją się to prawda, ale szkoda owych pociętych pysznych muślinów na takie lalki irszane.
Wasz szczerze kochający
Fryderyk.

Berlin 20 września 1828 r.

Zdrów jestem i zacząwszy od wtorku, jakby dla mnie umyślnie, co dzień dają coś nowego w teatrze. Co większa, słyszałem już jedno Ora-