Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jednakże z tego, że w domu zdrowo. Co się tyczy Marcellego i Jasia, zaklinam ich, ażeby do mnie napisali, kiedy tacy niegodziwcy, że się ich o parę liter doprosić nie mogę! Taki zły jestem, że listy ich nie rozpieczętowawszy nawet, odesłałbym im napowrót. Będą mi się tłomaczyć brakiem czasu, a ja mam czas co tydzień takie do was listy duże pisać? Oj ten czas, jak on leci! już koniec maja, a ja jeszcze w Wiedniu; zacznie się czerwiec, a ja jeszcze tutaj będę siedzieć, albowiem Kumelski recydywy dostał i znów biedak leży![1]

Widzę, że na nudny list zakrawam, ale nie myślcie, ażeby to miało być skutkiem jakiego chorobliwego usposobienia, owszem, zdrów jestem i bawię się doskonale. Dzisiaj wstawszy rano, grałem do godziny drugiej, poczem wyszedłem na objad, gdzie zastałem poczciwego Kandlera, który mi, jak wiecie, przyrzekł listy do Cherubiniego i Paëra. Po odwiedzeniu chorego, mam zamiar udać się do teatru, albowiem będzie tam koncert i na nim dadzą się słyszeć: Herz, ów żydek skrzypek, co to na koncercie panny Sontag o mały włos u nas w Warszawie nie był wyświstany, i Döhler, fortepianista,

  1. Z Kumelskim Chopin zamierzał razem z Wiednia wyjechać.