Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lem na kawę do swojej kuzynki czy przyjaciołki. Jakimkolwiekbądś sposobem się to stało, krawiec zmokł i frak był wilgotny; trzeba było czekać aż wyschnie, bo inaczej nie byłby suchym. Poczekawszy, przychodzi krawcowi rozum do głowy rozpruć frak i zobaczyć, czy tam czasem nie ma jakiego kaduka, coby chmury sprowadzał. Wielka myśl! Pruje rękawy — nie ma nic. Pruje poły — nie ma nic. Pruje piersi i — cóż? Oto między klejonką znajduje kawał fajerwerkowego afisza! Dorozumiał się wszystkiego; wyjął afisz i odtąd frak więcej nie mokł!
Darujcie mi, że nic pocieszającego o sobie donieść nie mogę; może też później pocieszę was jeszcze; niczego więcej nie pragnę, jak waszym życzeniom odpowiedzieć; dotychczas nie mogłem[1].

Wiedeń 28 maja 1831.

Wracam z poczty, ale nic nie przyszło. We środę odebrałem list od pani Jerockiej z przypiskiem kochanego Papeczki, który atoli skąpo literek tak dla nmie drogich nakreślił. Widzę

  1. Alluzya do koncertu, którego pomimo kilko-miesięcznego w Wiedniu pobytu, jeszcze dać nie mógł.