Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

listy, otworzę widok króla Zygmunta[1], na pierścionek spojrzę... Daruj Jasiu że ci się tak skarżę, ale zdaje mi się że mi lżej o połowę, żem spokojniejszy. Z tobą ja zawsze uczucia dzieliłem. Odebrałeś kartkę? Pewno sobie nic z mojego pisma nie robisz, boś w domu; ale ja czytam i czytam list twój bez końca. Freyer doktór był u mnie parę razy, (choć ja u niego ani razu być nie mogłem); dowiedział się od Schucha że jestem w Wiedniu. Opowiadał mi mnóstwo interesujących szczegółów z ostatnich czasów, cieszył się z twego listu, który mu aż do pewnego peryodu do czytania dałem.

Ten pewny peryod, zasmucił mię mocno. Czy doprawdy choć trochę zmiany? czy nie chorowano? Przypuściłbym łatwo coś podobnego na takiem czułem stworzeniu. Czy ci się nie zdawało? może przestrach... bo niechaj Bóg broni mojej przyczyny! Uspokój, powiedz, że póki sił starczy... że do śmierci... że po śmierci jeszcze mój popiół będzie się słał pod nogi! Ale to wszystko mało cobyś ty mógł powiedzieć... ja napiszę! Jużbym był dawno napisał, nie męczyłbym się tak długo: ale lu-

  1. W pobliżu kolumny króla Zygmunta istniało Konserwatoryum Warszawskie, a w niem mieszkała panna Gładkowska jako pensyjonarka.