Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

strychem siedzi! Otóż wcale nie, bo nademną jest jeszcze piąte piętro i dopiero nad niem dach, a co sześćdziesiąt reńskich w kieszeni, to w kieszeni. Ludzie odwiedzają mię i pan hr. Hussarzewski musi leźć tak wysoko. Ale ulica nieopłacona, w środku miasta, blisko wszystkiego. Na dole najpiękniejszy spacer, Artaria na lewo, Mechetti i Haslinger na prawo, w tyle teatr, czegóż więcej potrzeba?[1].
Do pana Elsnera jeszcze nie piszę, ale u Czernego byłem; Kwartet dotąd nie wyszedł.
Malfatti wyłajał mię, że obiecawszy przyjść do pani Schaschek na obiad o 2giej, przyszedłem o 4tej; w tę sobotę znów się mam z nim zejść na obiad, a jeżeli się spóźnię, to Malfatti obiecał mi jakąś bardzo bolesną operacyę zrobić; nie piszę jaką, bo brzydka. Widzę, jak się papa gniewa za moje roztrzepanie i nieprzyzwoitość względem ludzi; ale to się wszystko naprawi; bo Malfatti mię lubi, z czego się bardzo cieszę.

Nidecki bywa u mnie co rano i gra. Jak napiszę Koncert na 2 fortepiany, to zagramy razem publicznie; wprzód jednak muszę solo

  1. Mechetti, Diabelli, Artaria, właściciele magazynów nut i nakładcy.