Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bardzo. Prosił (zapytawszy wprzód jednakże o moje mieszkanie), żebym go jutro rano odwiedził. Zachęcał do publicznego wystąpienia, ale ja na to głuchy. Nie mam czasu do stracenia, a Drezno nie da mi ani sławy ani pieniędzy.
Generał Kniaziewicz, któregom widział u pani Pruszakowéj, mówił takie o koncercie, lecz zapowiedział że nie wiele przyniesie.
Wczoraj byłem na włoskiéj operze, ale źle wykonanéj; gdyby nie solo Rolli i nie śpiew panny Hähnel z wiedeńskiego teatru, która wczoraj jako Tancredi debiutowała, to nie byłoby co słyszeć. Król otoczony całymi dworem, znajdował się w teatrze, równie jako i dzisiaj na wielkiéj Mszy w kościele. Grano Mszę barona Miltitza, jednego z tutejszych panów, pod dyrekcyą Morlacchego. Głosy Sassarolli, Muschetti, Babnigga i Zezi, najlepiéj mi się podobały. Sama zaś kompozycya — nietęga. Dotzauer i Kummer, sławni tutejsi wiolonczelliści, mieli kilka sol, które pięknie odegrali; zresztą nic szczególnego. Oprócz mojego Klengla, przed którym jutro zapewne będę się musiał popisywać. nie ma tu nic godnego uwagi. Lubię z nim rozmawiać, bo od niego można się coś nauczyć.