Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śpiewała — nie źle. Wdałem się z nią w rozmowę; poznałem takie jéj akompanjatora p. Rastrelli, drugiego dyrektora tutejszéj opery i pana Rubiniego, brata tego sławnego śpiewaka, z którym mam nadzieję zjechać się w Medyolanie. Grzeczny Włoch, obiecał mi list do brata; więcéj nie trzeba. Tak dalece był on uprzejmym, iż wczoraj zaprowadził mię na próbę nieszporów kompozycyi Morlacchego, tutejszego nadwornego kapellmistrza. Przypomniałem mu się przy téj sposobności; posadził mię natychmiast obok siebie i dużo ze mną rozmawiał. Nieszpory te śpiewane dzisiaj były przez sławnych neapolitańskich sopranistów nazwiskiem: Sassarolli i Tarquinio; na skrzypcach zaś obligato grał Rolla, głośny tutejszy koncertmeister, do którego miałem kartkę od Solivy. Poznałem go, obiecał mi list do swego ojca, dyrektora medyolańskiéj opery. Ale wróćmy do wieczoru.
Panna Pechwell grała na fortepianie, a ja pogadawszy z tym i owym, udałem się na Niemę. Nie mogę o niéj sądzić, bom jéj całéj nie słyszał. Dziś dopiero wieczorem będę mógł o niéj coś stanowczego powiedzieć.
Idąc rano do Klengla, spotkałem go przed domem; poznał mię od razu i tyle był uprzejmym, że aż mię ujął za serce. Szanuję go