Strona:Maurycy Jókai - Papuga.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 25 —

z nimi do ogrodu. Na dwóch końcach strzelnicy ustawiono przyniesione z sobą świece i oświetlono ją o tyle, iż przeciwnicy mogli się widzieć dobrze. Tymczasem nadciągnęła strona druga z lekarzem. Sekundanci nabili pistolety i następnie wezwali przeciwników do pogodzenia się, rozumie się bezskutecznie. Po takiej zniewadze nie może być zgody. Chustkami odmierzono trzydzieści kroków odległości, następnie pięć kroków awansu, ustawiono przeciwników na miejscach i wręczono im pistolety.
— Sternberg ma pierwszy strzał — zawołał Artur i klasnął trzy razy w dłonie.
Filip stał nieporuszony, ze spuszczoną ku ziemi bronią i patrzał przed siebie.
— Dla czego nie strzelasz? — zapytał go sekundant Blickus.
— Czekam, aż Sternberg strzeli.
— Czekasz, aż Sternberg strzeli?
— Tak, tamten pan.
— Ależ to jest Greifenwald!
— Więc gdzież jest Sternberg?
— Gdzie Sternberg? No, odkąd żyję, nie widziałem czegoś podobnego! Więc ty nie jesteś Pipo?
— Być może że jestem i Pipo, lecz w takim razie Pipo Maglay, a nazwiska Sternberg nawet nie słyszałem nigdy. Przyjechałem prosto z Węgier.
W strzelnicy podniósł się krzyk oburzenia.
— To nie jest Sternberg! To jakiś ludożerca węgierski! To rzecz niesłychana!
W trakcie tego zgiełku wpada tymczasem do strzelnicy zadyszany rzeczywisty Pipo Sternberg. Filipowi zdawało się, że to odbicie zwierciadła zbliża się ku niemu. Nawet jego kawowy płaszcz z małemi czarnemi guzikami miał na sobie.
— Rzecz niesłychana! — zawołał przybyły. — Mam