przed tobą tej hańby. Jestem dalmatyńcem z plemienia morlaków, a kto morlaka uderzy w twarz szpicrutą, nie ujdzie mu to bezkarnie. Opowiem ci wszystko, słuchaj tylko. Gdy pani uderzyła mnie w twarz i ja zakryłem ją rękami, widziałem tylko tyle, że hrabia pomagał twej żonie siąść na konia. Tymczasem służący przyniósł papugę, którą pani, wyjeżdżając, zawsze brała z sobą. I teraz, ptaka, który miał srebrny łańcuszek u nogi, umieściła na ramieniu, a gdy koń wystraszony rzucił się, to i papuga zaczęła bić skrzydłami. Gdy oboje odjechali, poszedłem do dzikiego stada, które się pasło na łące, wybrałem konia, którego grzywa spada aż niżej piersi, pochwyciłem go, ale nie siadłem na niego, tylko uczepiłem się tak jak indjanie zwykli jeździć. Wcisnąwszy głowę pod szyję końską, byłem zupełnie niewidzialny. A że koń, którego wybrałem, był przewodnikiem, więc gdy ruszył, poszło i całe stado i zakryło mnie jeszcze lepiej. Dogoniłem panią i hrabiego u świętego źródła. Cokolwiek dalej, gdzie droga wspina się na górę, stał powóz hrabiego, zaprzężony w cztery konie. Święte źródło otoczone jest staremi lipami, między któremi rosną gęste krzaki. Otóż do tych krzaków wjechałem z moim koniem. Jeźdzcy zsiedli już z koni i poszli do źródła. Tam pani lewą ręką wzięła rękę hrabiego, prawą zaś oparła na jego ramieniu.
— Więc chcesz mnie opuścić? — mówiła. — Więc już zapomniałeś, coś mi przysięgał na tem miejscu?
— Ważniejszą jest przysięga — odrzekł hrabia — którą wykonałem przed umierającą matką moją, iż będę zawsze pamiętać o dziesięciu przykazaniach bożych.
— Są to puste słowa — odparła na to pani. — Czyż tej przysięgi dotrzymałeś? Czyż usta twoje nigdy nie bluźniły? Czyż nie czciłeś bogów cudzych?
Strona:Maurycy Jókai - Papuga.djvu/16
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —