Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nadmierna wrażliwość jego na tym punkcie denerwowała go i czyniła podejrzliwym, z oczu każdego człowieka wyczytywał myśl ukrytą, tam nawet, gdzie jej wcale nie było:
— Pomimo to niczem innem nie jesteś, jak prostym cyganem!
Wściekał się na Paola zato, że arystokracya go tak ceni i rozrywa, najprzykrzejszem zaś było dla niego to, iż baronowa Anna i hrabia Zoltan każdą sposobność w lot chwytają, aby mu dawać dowody swojej sympatyi, tudzież uznania.
Zupełnie wyglądało na to, jak gdyby podejrzewali możliwość tej niestworzonej plotki i forytowali go na wszelki przypadek, gdyby rzeczywiście był zamienionym synem i bratem! Nie mogło mu się pomieścić w głowie, aby wszystkie laury, jakie Paolo zbiera, były jedynie owocem jego wielkiego talentu.
Baronowa Anna rzeczywiście także coś posłyszała o owej rzekomej zamianie dzieci w kolebce, lecz nie dawała temu wiary. W każdym razie wielkiem uspokojeniem dla jej ducha było to, że Paola, cyganiaka, od dzieciństwa zawsze tak kochała, jak własne dziecko rodzone, prawdziwie jak trzeciego syna.
Gdy go we wczesnem jeszcze dzieciństwie z domu zabrano, zawsze troszczyła się o niego najczulej, nie było dnia, żeby o nim nie myślała i nie modliła się za niego. Potem, gdy dorósł, gdy własnym talentem tak prędko wywalczył sobie byt i sławę, cieszyła się nim, dumną była z niego, sprawiał jej prawdziwą radość.
A to szczęście domowe, jakiego zażywał! Ten mały domek, otoczony ogródkiem, przy końcu alei