Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czne. Jeżeli ją kto słyszał z boku, pewnie miał ochotę zapytać Szymona, dlaczego nie żałuje tak wielkiego rozmachu dla zabicia muchy? Czemu gniewa się tak mocno za bagatelną, niewinną rozrywkę?
To też Aranka roześmiała się, nie tając ironii.
— Panie! Mówka twoja była tak klasyczna, że gdybyś ją był wypowiedział na scenie, stanowczo wszystkie dłonie byłyby się złożyły do oklasku. Szkoda tylko, że ten ton podniosły trwonisz dla mnie jednej. Lecz pozwól sobie powiedzieć, że tego rodzaju rola nie podchodzi pod twoje uzdolnienie; pamiętaj o tem, że twoją specyalnością powinny pozostać nazawsze charaktery, nadające się do pewnego przeszarżowania, od którego nigdy nie potrafisz się ustrzedz. Zresztą, pomówmy bez ogródek, z całem zaufaniem; przecież będąc „jednem ciałem i jedną duszą”, mamy pewne do tego prawo. Pan się gniewasz, jesteś pan silnie podrażniony, widzę to i rozumiem. Ale, żeby rzeczywistym i bezpośrednim powodem tego marsa była polityka, daruj, ale tego wcale nie widzę, a choćbym nawet i dojrzała, nie uwierzyłabym pozorom. Albowiem, czy też kiedy kto wytacza armaty przeciwko wróblom?
— Najgorzej jest lekkomyślnie lekceważyć wroga i siły jego uważać za mniejsze, aniżeli są.
— Ależ przeciwko takiemu wrogowi wystarczyłoby iść z łapką na muchy! Całe plemię węgierskie jest giętkie, jak trzcina; każdy około palca je sobie obwinie, jeżeli z niem postępuje grzecznie i łagodnie. Dopiero gdy je kto przemocą złamać usiłuje, wówczas budzi się w niem reakcya, odpryska i uderza. Ale zresztą mniejsza o to, co mi do tego. Jestem kobietą i polityka nic a nic mnie nie