Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

broć. Głębokie, spokojne wejrzenie świadczyło, że miał w charakterze stanowczość i dużo sprężystości; bujną czuprynę ciemno-blond włosów odrzucał z pogodnego czoła, a kręty, sumiasty wąs dodawał mu niewypowiedzianego wdzięku. W ogóle z twarzy był niesłychanie podobny do matki. Ubrany był po europejsku: nie miał na sobie nic trącącego węgierszczyzną. Pomimo, że chodziła o nim fama, iż jest zapalonym kuruczem, nie nosił ani krawatu czerwonego, ani spinek, rzeźbionych w kształt trupiej główki.
— Panowie rozmawialiście o mnie? — zapytał zdziwiony. — I czemuż zawdzięczam to szczęście?
Pan Ottokar Lebegut podał hrabiemu cygarnicę.
— Pozwoli pan hrabia służyć sobie cygarkiem, służyć sobie cygarkiem?
— Dziękuję panu uprzejmie, nie palę.
— Aha, otóż to o tem właśnie, o tem właśnie rozmawialiśmy przed chwilą. Że pan hrabia, odkąd do nas wprowadzono trafikę, wprowadzono trafikę — zupełnie zaprzestał palić. Od lat najmłodszych podziwiałem Mucyusza Scevolę, Mucyusza Sceyolę; przyznać atoli muszę, iż zakasował go w mojem mniemaniu Węgier, który na złość tyranizmowi, wyrzekł się tytuniu, wyrzekł się tytuniu.
— Ha, cóż robić. Już pochodzę z takiego rodu upartego.
— Ale zagadałem się, a czas już na mnie, obowiązki wzywają, więc pozwólcie się panowie pożegnać.
Naczelnik komitatu wziął kapelusz, parasol i gotował się do odejścia. Znać było jednak na jego poczciwej twarzy, iż ma ochotę uścisnąć rękę pana hrabiego, ale że nie śmie, że się go boi. To hardy zawadyaka, jakich mało! Wiadomy był powsze-