Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Muzyk dumnie potrząsnął głową.
— Panno Arnóti. Ja panią o rady nie proszę, jak mam postępować, co robić i co mówić. Hrabiego Zoltana już pożegnałem, a donosicielem nie byłem i nie będę nigdy. Ktokolwiekby zresztą hrabiego Bàrdy w tym wypadku do ucieczki nakłaniał, złą oddałby mu przysługę, albowiem żadne, najstaranniej przeciwko niemu pozbierane dowody nie miałyby dla niego tak fatalnego znaczenia, jakiego wrogom jego dostarczyłby odrazu fakt jego ucieczki. Hrabiego Bàrdy ujrzysz pani dziś wieczorem, siedzącego w loży, a jeżeli dobrze będziesz śpiewała, zapewne otrzymasz od niego zasłużone brawo.
Z temi słowy artysta skłonił się i opuścił pokój primadonny.
.....................
.....................
Przedstawienie wieczorne świetnie się udało. Teatr był przepełniony wyborową publicznością. Oklasków, wywoływań, wieńców i bukietów było bez liku.
W krzesłach krążyła pogłoska, iż kto wie, czy nie jest to już ostatni występ „boskiej” Aranki.
Niektórzy utrzymywali, że diva wyjeżdża, zawarłszy na bajecznie korzystnych warunkach kontrakt z operą petersburską. Inni jednakowoż zaprzeczali temu, twierdząc, iż wiedzą z pewnego źródła, że Aranka w towarzystwie Paola Barkò wybiera się w podróż artystyczną naokoło świata, jak słynna Lagrange. Najlepiej poinformowani atoli pouczali innych, że zachwycająca artystka pozostanie na gruncie, lecz weźmie rozbrat z Olimpem, ponieważ przyrzekła rękę jednemu z wybitnych osobników z arystokracyi, który ofiarował się ją uznać za go-