Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Swoją niewinność i swoich nieprzyjaciół może, którzy go ścigają i prześladują, jak zawzięta Nemezis, tak zuchwale i krzywołomnie przez niego wyzywana! Tak jest, krzywołomnie, bo już raz po otrzymanej amnestyi, gdy odzyskał swobodę, dał słowo honoru szlachcica węgierskiego, ze już nigdy w życiu nie da się zaplątać w żaden bunt, w żaden spisek przeciwko władzy. A teraz i to słowo także łamie, jak inne złamał niegdyś… znów zdradza nikczemnie!
— Temu nie mogę dać wiary.
— Więc nie wierz, o to mi nie chodzi; ale temu wierzysz chyba, bo widzisz, jaką niewolnicą twoją dobrowolnie się staję, skoro cię o tem wszystkiem uprzedzam. Gdy Zoltana Bárdy ujmą, tobie jednemu będzie wiadomo, kto go wydał, i ty jeden wiadomości tej wszystkim będziesz mógł udzielić, aby z błotem zmieszano, pogardą zdeptano tę, którą dziś jeszcze miasto całe, tłumy uwielbiają! Widzisz, uczyniłam cię bóstwem mojem, panem mojego losu! Miej litość nademną, powiedz, abym tego nie czyniła! Zabierz mnie ztąd, wywieź daleko, abym uczynić tego nie mogła! Powiedz to słowo, o które błagam i które okupię rozszarpaniem listu Bárdy’ego. Możesz mnie zgubić, albo zbawić!
— Zofio!
— Nakoniec! Zdecydowałeś się przecież po imieniu mnie nazwać. Imieniem tem wołano na mnie w dziecinnych moich latach, gdy podczas Mszy św. śpiewałam Ave Maria na chórze, a ty towarzyszyłeś mi słodkiemi, ściszonemi tonami organu. O, jaki dobry wówczas chłopiec był z ciebie, a ze mnie jaka złośliwa dziewczyna! Jak ja cię męczyć umiałam, a ty, jakeś się męczyć pozwalał!..
— Proszę cię… mówmy rozsądnie. Hrabia Zoltan — albo napisał ten list — lub go nie napisał.