Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ztyłu był most, zwodzony na wypadek bitwy z wrogami, a w pośrodku wysokie wzniesienie, skąd zazwyczaj rzucano kamienie i strzały.
Kiedy już wypłynęli żeglarze na pełne morze, kiedy już portu widać nie było, wtedy nagle okręty kartagińskie rzuciły mosty na okręt tyryjski i wszyscy stanęli.
Starcy jeszcze raz do Noemiego przemówili:
— Bar Noemi! Synu obcej ziemi! Pod tobą bezbrzeżne morze, nad tobą bezbrzeżne niebo. Powiedz teraz, jakiż Bóg w tej pustyni ci pomoże?
— Jehowa! — odrzekł Bar Noemi.
— Niechaj więc ci Jehowa pomoże! — rzekli starcy… i zerwali z okrętu Bar Noemiego żagle, połamali wiosła, zniszczyli ster i wszystko to, co do żeglugi jest konieczne.
Radzili narzeczonej, aby powróciła do ojca, do Kartaginy. Ale Byssenja, przytuliwszy się do piersi Bara, odrzekła, że lepiej zostanie tu, na morzu, wśród burz i wichrów z tym, któremu wierność przysięgła, i nie opuści go w niebezpieczeństwie.
— Niech ci Jehowa pomoże! — mówili starcy i oddalili się od okrętu Bar Noemiego, spuściwszy mosty, i pozostawili go wśród burzliwego morza, bez żagli, bez wiosła, bez steru, na pastwę huraganom i na łasce ślepego żywiołu.

III
„Do Ciebie wołam, dobrotliwy Panie!
Tyś mocną tarczą przeciw moim wrogom,
Tyś mą obroną w polu krwawej bitwy,