Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeden jest Bóg, wszechmocny Bóg! Pan ziemi, Pan gwiazd niebieskich, Pan mórz, Pan życia i śmierci, Pan nad pany — nieśmiertelny Jehowa! A prochem i cieniem jest wszystko wobec niego!
Tymczasem bożek porwał drugą ofiarę, którą służbę czyniący kapłani rozćwiartowali i potworowi ją dali. Wycie umierającego złączyło do modlitwy ręce Noemiego. Sądził, że ostatnia jego nadchodzi godzina, że i jemu przyjdzie zginąć w paszczy Baala.
Starcy i kapłani znowu coś szeptali i z uśmiechniętem obliczem rzekli do Bar Noemiego:
— Oto zachowałeś do końca wiarę swoją, pozostań więc przy niej i nie bądź wobec niej przeklęty. Przysięgnij małżonce twej, według zwyczajów twoich, i weź ją ze sobą do twej dalekiej ziemi i żyj z nią, dopóki się twemu Bogu spodoba.
Uspokoił się na te słowa Bar Noemi I w ciszy serca swego błogosławił Jehowę, który daje zwycięstwo tym, co weń wierzą i silne serce tym, co go sławią.
Przysiągł więc Noemi Byssenji miłość i wiarę według zwyczajów swej ziemi. Ojcu narzeczonej dał mały gościniec, ten zaś mu ofiarował znowu jakieś ozdoby kobiece; zamiany te dokonawszy, ruszyli ku okrętom, a tłum ludu, zebranego w porcie, wśród radosnych okrzyków i wesołej muzyki, odprowadził ich nad brzeg morza.
Cztery okręty, gotowe do podróży, czekały na nowozaślubionych. Były tam trzy wspaniałe okręty kartagińskie, ozdobione pysznym haftem, po bokach, nazewnątrz miały wyrzeźbione ze złota rożne dziwy,