Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

była; dlatego też godziło się znieść ich z oblicza ziemi.
Bar Noemi jednak był wówczas jeszcze dzieckiem, wskutek czego uwolniony został od kary, jako nie mający udziału w winie ojców; wiedział on dobrze, że kara ta nastąpiła na rozkaz Pana, na rozkaz wszechmocnego, mściwega Jehowy, który, wśród błyskawic i gromów, własną ręką napisał na marmurowych, kowanych tablicach: — „Niechaj świętą będzie obcemu człowiekowi twarz kobiety obcej, a kto, jako wróg, przychodzi, niech śmiercią umrze.“
Bar Noemi wiedział dobrze, że wyrok wypełniono w sposób bezwzględny i bezlitosny, ale nie porzucał wiary swych ojców, gdy pomyślał o krainach szczęścia, o ziemi obiecanej, o wspaniałych podaniach Syjonu, o błogosławieństwie potężnego a mściwego Boga, który grzechy ojców karze do czwartego pokolenia, cnoty ich zaś nagradza do tysiącznego.
Ale bogowie Tyru i Sydonu, bogowie greccy byli milsi; uznawali miłość na swych ołtarzach i przyjmowali ofiarę gołębia czy kozy, według tego, czy miłość była czysta, czy nieczysta; nie rachowali zresztą nikomu grzechów wesołych, misterjami uczyli śmiertelnika, jak po niepojętych stopniach rozkoszy zbliżyć się do zbawienia lub potępienia.
Bar Noemi nie odwiedzał świątyń Astarty; zamiast tego spędzał święta ojców na postach i modlitwie, oblewał próg swego domu krwią paschalnego baranka i co rok stawiał na dworze swoim namiot, pokryty zielenią. Lud tyryjski pozwalał mu czynić, co mu się podobało, gdyż zawsze ludność handlowa