Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się wszyscy z tego wstydu zmartwienia najedli, to jeden Bóg widział tylko. Przyszło do tego, żeśmy mu już pieniędzy do rąk nie dawali, bo zaraz wszystko na — wódkę poszło. Cóż było robić, mój drogi panie?... Niech pan sam powie!... Wtedy zaczął pomstować i wymyślać i mnie, i synom, i wszystkim w domu. Piekło mieliśmy, mój panie, oj piekło!... Ale co tam!... przynajmniej w oczy ludziom można było popatrzeć bez wstydu, bo co w familii, to w familii. Kto tam potrzebował co o tem wiedzieć?... Aż, proszę pana, coś mu do głowy strzeliło i powiada jednego razu: „To wy ze mną tak?... to mi grosza dać nie chcecie!... to wy myślicie, że ja sobie nieporadzę?... Będę ja was o wszystko prosił?... A niedoczekanie wasze!... Zabraliście sobie moją pracę, moją krwawicę, dobrze!... — poszedł, siadł przy drodze i...
Łzy jej głos zatamowały, musiała przestać.
— No, widział pan co podobnego?... Żeby na takie pohańbienie wystawić siebie i całą familię!... przecież nas tu znają za całemi rogatkami; ja się tu urodziłam, i tu zamąż wyszłam, i tuśmy naszą cegielnię założyli, tu wszystkie nasze dzieci na świat przyszły!...
Płakała cicho, rzewnie, aż się jej broda trzęsła i głową kiwała nad sobą i nad swoim losem; nie ocierała już łez, tylko pozwalała im spływać po zapadłej i pomarszczonej twarzy.
Roztajało mi serce tym widokiem niedoli, uścisnąłem ją ze współczuciem za ramię i rzekłem:
— Tak, to nieszczęście!... żal mi panią bardzo, ale któż mógł o tem wiedzieć?.. przypadek chciał, że