Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tego to nikt nie może wiedzieć, tylko my. Widzi pan, — mówiła dalej, zaciągając mnie pod samą ścianą — Bogiem a prawdą, to mój stary umyślnie nam, przez złość, tego całego wstydu narobił... On nawet nie jest taki zły sam z siebie, tylko kiedy pałkę zaleje, to wtedy, powiadam panu, rady sobie z nim dać nie można.Dawniej tego nie bywało, ale teraz z roku na rok, to coraz gorzej, zły duch go opętał i kusi coraz więcej.A to wszystko od tego czasu, kiedy nam dzieci podorastały i Ignac mój, ten najstarszy, wziął cegielnię na siebie, a Pawełek mu zaczął pomagać; to jak to wie pan, w interesach, młodzi ze starymi rzadko się kiedy pogodzić mogą, więc i oni się trochę hendryczyli, ale nigdy znów tak, aby aż do czego przyszło, tylko ot, zawsze, oni to, a on tamto, on tak, oni siak. No i sprawiedliwie mówiąc, to młodzi mieli słuszność, ale on im nigdy racyi przyznać nie chciał, bo jak się zatnie, to ani go weź!... Widzi pan, Ignac to ma ten upór z ojca; nie ustąpi, choćby go na drobne kawałeczki porąbano. Więc mąż powiada do nich: „Kiedyście tacy mądrzy, to sobie gospodarujcie bezemnie!“ — i przestał zupełnie chodzić na cegielnię, ale za to, mój panie, wyciągnąć go nie można było to z bawaryi, to z handelku, to potem już po prostych szynkach się włóczył. Tylko niech pan tego nikomu nie powtarza, bo ja panu mówię wszystko, jak na świętej spowiedzi!
Otarła oczy i nos, ręce znów pod fartuch założyła i szeptała dalej z widoczną ulgą, jaką jej te zwierzenia sprawiały:
— Tak się, krótko mówiąc, nieborak rozpił, że go trzeba było do dom przynosić. Ach, panie!... cośmy