Strona:Maryan Gawalewicz - Poezye.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż?...
— Finis, serce pękło.
— A pił jeszcze rano!...
Potém ku drzwiom się rzucił:
— Franek, czegóż czekasz?
Brać kostyum i na scenę, w sali pełno osób,
Zastąpisz go.... spektaklu odkładać nie sposób.
.................
W dziesięć minut zasłona pomknęła do góry,
Klarnet ostatnie takty dudlił uwertury,
Śmiech się rozległ na scenie, a oklaski w sali....

Aktorzy z tajemniczą grozą w kąt zerkali,
Gdzie leżał pod firanką zimny trup ich brata....

Tak się tragedya życia z farsą sztuki splata.