Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o co mi chodzi. Nadstawiam uszu, słucham, co dalej będzie — jak on je zasadził, jak szczepił... Ale gdzie tam! cała historya na tem się skończyła, że zasadził drzewa, a myśmy musiały porachować, ile było każdego gatunku drzewek. To było poprostu zadanie arytmetyczne.
I tak ciągle.
Mamy jedną jeszcze lekcyę, którą bardzo lubię: nazywa się „lekcya o rzeczach.“ W czasie tej lekcyi nie potrzebuję ani czytać, ani pisać, tylko rozmawiamy z nauczycielką.
Ostatnim razem zapytuje nas ona, jak wyglądały pola, łąki, lasy i ogrody, kiedy odjeżdżałyśmy na pensyę. Któż-by tego nie wiedział? A więc każda dziewczynka miała dużo do opowiadania i każda słuchała z ciekawością. Przyszła i na mnie kolej. Opowiedziałam o naszym kochanym ogródku, o kwiatach, które już przekwitły, które jeszcze kwitną, o drzewach, o tem, jak zbieraliśmy nasiona, i już nie pamiętam dobrze co, ale wiem, że bardzo dużo mówiłam. Nauczycielka patrzyła na mnie łaskawie, uśmiechnęła się trochę i tak powiada: „Cóż to się stało,