Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Boże mój, Boże, co ja pocznę nieszczęśliwa! — wołała Basia.
Prędko zeszła ze schodów, jęła biegać to w tę, to w drugą stronę, po kostki grzęzła w śniegu i rozpaczliwie wołała:
— Ratunku! ratunku! Ratujcie, kto może! Ratujcie!...
Ale w odpowiedź na jej wołanie tylko zawierucha jęczała, świszczała, miotała śniegiem na wszystkie strony i zdawało się, że płaczącą dziewczynkę porwie z ziemi.
Wróciła Basia zrozpaczona do dziadka, zaczęła go tulić do siebie, chuchać na niego, chustką swoją owinęła go, sama zaś uklękła na schodach i ze łzami w oczach modlić się zaczęła.
— Boże dobry, ulituj się nad nami, uzdrów dziadka, zrób tak, ażeby mu lepie] było na świecie...
Modlitwę jej przerwał jęk dziadka.
Zerwała się Basia, zbliżyła do niego.
Staruszek ciężko oddychał i jęczał.
Wtem nowa myśl powstała w głowie Basi.
— Przy kościele stoi dzwonnica niezam-