Strona:Martwe dusze.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cyonalnéj, zalazł sobie w kącik, żeby nie potrącić łokciem, możecie sobie przedstawić, jakiéj tam Ameryki, albo Indyi — kapiącéj od złota, tak powiedziawszy, jakiéj wazy porcelanowéj. Rozumie się, że naczekał się tam do syta, bo przyszedł jeszcze w taką porę, gdy naczelnik, tak powiedziawszy, ledwie wylazł z łóżka, i kamerdyner podał mu, w pewnym rodzaju, srebrną miednicę, dla różnego, rozumiecie, umywania. Czeka mój Kopiejkin godzin cztery, aż wchodzi dyżurny urzędnik i powiada, że naczelnik zaraz przyjdzie. A w sali już nabrało się i szlif i akselbantów, ludu jak bobu na talerzu. Nakoniec, panie ty mój, wchodzi naczelnik. No... możecie sobie przedstawić — naczelnik! w twarzy, tak powiedziawszy.... odpowiednio do rangi, rozumiecie.... do godności.... takie wyrażenie, rozumiecie. Naczelnik całéj stolicy! Podchodzi do jednego do drugiego: „Czego wy potrzebujecie, jaki wy macie interes?“ Nakoniec panie ty mój, do Kopiejkina. Kopiejkin: „Tak i tak“, powiada, „przelewałem krew, pozbawiony byłem, w pewnym rodzaju, ręki i nogi, pracować nie mogę, ośmielam się prosić, czy nie będzie jakiego wspomożenia, takich, jakich nie bądź rozporządzeń, tyczących się, tak powiedziawszy, wynagrodzenia, albo pensyi“. Rozumiecie? Naczelnik widzi człowieka o szczudle, prawy rękaw mundura