Strona:Martwe dusze.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że to zupełnie jasne — i rozprawę zakończa słowami: „Zatém to tak było! A zatém to był ten naród! Oto z tego punktu trzeba się na rzecz zapatrywać!“ Następnie nowo odkryta prawda, jako wygłoszona z katedry, idzie w świat i znajduje naśladowców i wielbicieli.
Podczas kiedy dwie damy tak zręcznie i dowcipnie rozstrzygnęły tak zagmatwaną sprawę, wszedł do salonu prokurator, z wiecznie nieruchomą twarzą, gęstemi brwiami i mrugającém lewém okiem. Damy na wyścigi zaczęły go uwiadamiać o nowych zdarzeniach, opowiedziały o kupnie martwych dusz, o zamiarze porwania córki gubernatora; tak mu się od tego w głowie przewróciło, że biedny prokurator stał tylko na jedném miejscu, mrugał ciągle lewém okiem i strzepywał sobie hustką z brody tabakę, ale nic nie rozumiał. W takiém położeniu zostawiły go obiedwie damy, a same jak najspieszniéj wybrały się buntować całe miasto. Przedsięwzięcie to udało im się nie więcéj, jak w pół godziny. Miasto było kompletnie zbuntowane; wszyscy zaczęli się kręcić, ale niech by kto choć cokolwiek zrozumiał! Damy potrafiły tak zamydlić oczy, że wszyscy, a szczególniéj urzędnicy, przez jakiś czas byli jakby odurzeni. Wszyscy, jak barany, wytrzeszczyli tylko oczy. Martwe dusze, córka gubernatora i Cziczików zmięszali się