Strona:Martwe dusze.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Biedna Zofia Iwanowna nie wiedziała doprawdy, co począć. Sama pojmowała, że była między młotem a kowadłem. „Oto i pochwaliłam się potrzebnie!“ Gotowa była pokłuć sobie za to cały swój język.
— A co nasz uwodziciel? rzekła dama przyjemna pod każdym względem.
— Ah, Boże mój! Cóż ja tak siedzę przed wami? Wy nie wiecie Anno Grigoriewno, z czém ja do was przyjechałam? Tu oddech jéj się zatamował, słowa jak jastrzębie gotowe były puścić się za zdobyczą i trzeba było tylko nie ludzkiéj istoty jak dama przyjemna pod każdym względem, żeby ją w tym zapędzie zatrzymać.
— Chociaż wy go tak wychwalacie, mówiła ona z zapałem, a ja wszystkim powiem i jemu nawet w oczy, że on niegodny człowiek, niegodny, niegodny!
— Posłuchajcie tylko, co ja wam odkryję....
— Rozpuścili wieści, że on piękny, a on wcale nie piękny, i nos jego.... najnieprzyjemniejszy nos na świecie.
— Pozwólcie tylko, pozwólcie opowiedzieć wam najmilsza Anna Grigoriewno, pozwólcie opowiedzieć? Wszak to cała historya, czy pojmujecie historyą — skonapelistoar, mówiła prawie w rozpaczy i błagającym głosem przyjemna dama.