Strona:Martwe dusze.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziś nieznośnie wolno jedziesz!“ Nareszcie cel był doścignięty. Powóz zatrzymał się przed drewnianym parterowym domem, ciemno szarego koloru z białemi okienicami i rzeźbami nad oknami. W oknach widać było wazony z kwiatami, kołysała się papuga w swéj klatce, uczepiwszy się dziobem za kółko wiszące w środku, nareszcie dwa pieski spały wygrzewając się na słońcu.
W tym domu mieszkała serdeczna przyjaciółka przyjezdnéj damy. Autor znowu niezmiernie jest zakłopotany jak ma te dwie damy nazwać, tak żeby znowu się na niego nie pogniewały, jak to było kiedyś. Dać im zmyślone nazwiska — niebezpiecznie. Chociaż by nie wiem jakie wymyślić, niewątpliwie się znajdzie w jakim kącie naszego cesarstwa ktokolwiek, który je nosi i naturalnie rozgniewa się, nie na życie, ale na śmierć, powie, że autor naumyślnie przyjeżdżał tajemnie w tym celu, aby wszystko zbadać, co on za jeden, w jakim szlafroku chodzi, do jakiéj tam Agafii Iwanowéj zagląda, co lubi jeść i pić. Nazywać znowu z urzędu, niedaj Boże! jeszcze niebezpieczniéj. Teraz u nas wszystkie stany i urzędnicy tak są rozdrażnieni, że wszystko, co tylko znajdą w jakiéj książce uważają za osobistość: musi to już być tak w powietrzu. Dość na tém, żeby powiedzieć, że w pewném mieście jest głupi człowiek, — to