Strona:Martwe dusze.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjazdu, czytelnik się już dowie z rozmowy pewnych dwóch dam. Rozmowa ta...... ale niech lepiéj ta rozmowa znajdzie miejsce w następnym roździele.


Rozdział IX.

Nazajutrz rano, wcześniéj jeszcze niż była stósowna pora do oddawania wizyt w mieście N., z drzwi domu malowanego pomarańczowym kolorem z niebieskiemi kolumnami, wyszła strojna dama, za którą postępował lokaj w długim płaszczu z kilkoma pelerynami i wysokim lakierowanym kapeluszu z szerokim złotym galonem. Dama z niezwykłym pospiechem wskoczyła do powozu stojącego pod gankiem. Lokaj trzasnął za nią drzwiczkami, chwycił za rzemień wiszący z tyłu powozu i zawołał na furmana „paszoł!“ Dama wiozła w saméj rzeczy dopiero co usłyszaną nowinę i czuła nieprzezwyciężoną żądzę jak najprędzéj w świat ją puścić. Co chwilę wyglądała z okna, i ze złością widziała, że dopiero pół drogi ujechali. Każden dom zdawał jéj się długim bez końca; biała murowana ochrona i przytułek dla starców tak jéj dokuczyła, że nie mogła się powstrzymać i zawołała: „Przeklęty budynek, czy nigdy mu końca nie będzie?“ Furman już dwa razy otrzymał rozkaz: „Prędzéj Jendrek, prędzéj, ty