Strona:Martwe dusze.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedz, kto ci jest milszy, czy ojciec rodzony, czy Cziczików?“ Jak Boga kocham powiem, że Cziczików.... Pozwól duszo moja niech cię pocałuję. Wszak J. W. pan pozwoli, że go pocałuję. Już ty nie sprzeciwiaj się Cziczików, pozwól jeden tylko całus złożyć na pulchnych twoich policzkach!
Ale Nozdrew był tak odepchnięty ze swoim pocałunkiem, że o mało nie powalił się na podłogę. Wszyscy od niego odstąpili i nie słuchali więcéj. Jednak słowa jego o kupnie martwych dusz i serdeczny śmiech, który im towarzyszył, były słyszane i zwróciły na siebie uwagę nawet tych którzy znajdowali się w przeciwnéj stronie pokoju. Nowina ta wydawała się tak osobliwą, że wszystkie twarze przybrały wyraz drewniany, głupio-pytający. Cziczików spostrzegł, że większa część dam dawała sobie jakieś znaki, że szeptały pomiędzy sobą i jadowite na niego rzucały spojrzenia, w niektórych twarzach zauważył jakąś dwuznaczność, co go jeszcze więcéj trapiło. Że Nozdrew łgarz bezwstydny, to wiedzieli wszyscy, i nie było nowością słyszeć od niego potworną niedorzeczność; ale każden śmiertelnik... trudno nawet pojąć dlaczego, ale chociażby najpodlejsze kłamstwo zawierała nowość, dla tego, że jest nowością, on koniecznie musi ją powtórzyć drugiemu