Strona:Martwe dusze.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niecie jedni za drugimi razem z wiosennym lodem. Tam dopiero napracujecie się, burłaki! i wspólnie jak przed tém hulaliście i bawili, weźmiecie się do roboty śpiewając długą, przeciągłą, jak cała Rosya, pieśń.
„Eh, he! już dwunasta godzina!“ zawołał Cziczikow spojrzawszy na zegarek. „Co ja tak się zamyśliłem, żeby to przynajmniéj było o czém, a to ni z tego ni z owego, z początku coś zagadałem, a późniéj tak się zamyśliłem. Jaki ja w saméj rzeczy dureń!“ To mówiąc, przemienił swój szkocki ubiór na europejski, ściągnął silnie brzuch paskiem, skropił surdut wodą kolońską, włożył ciepłą czapkę, wziął pod pachę papiery i poszedł do izby cywilnéj sporządzać akta. Spieszył się nie dla tego, że bał się spóźnić, — spóźnić on się nie lękał, bo prezes był mu znajomym i mógł godziny biórowe przedłużyć i skrócić do woli; ale czuł sam w sobie chęć, jak można najprędzéj przeprowadzić sprawę do końca, do téj pory, nie był spokojny i sam sobą; przychodziła mu jednak zawsze myśl, że dusze nie zupełnie sprawiedliwe, i że w podobnych razach trzeba interes prowadzić jaknajspieszniéj. Ledwie wyszedł na ulicę, gdy na rogu spotkał się z jednym panem. Pan krzyknął; był to Maniłow. Rzucili się wzajemnie w objęcia i z pięć minut