Strona:Martwe dusze.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pisane parę tylko liter imienia i następowały dwie kropki. Rejestra Sobakiewicza celowały znowu najdrobniejszemi szczegółami; ani jedna z zalet chłopa nie była opuszczoną; o jednym np. było powiedziane: „dobry stolarz;“ o drugim: „wódki do gęby nie bierze.“ Była także wzmianka o ojcu i o matce; i tak o jednym z chłopów Fedotowie było napisane: „Niewiadomo, kto ojciec; urodził się z dworskiéj dziewki Kapitoliny, która była dobrych obyczajów i prowadzenia się.“ Wszystkie te szczegóły dodawały jakiéjś świeżości; zdawało się, że chłopi jeszcze wczoraj byli przy życiu.
Długo patrzał Cziczików na imiona chłopów, wreszcie rzekł westchnąwszy: „Boże mój, ilu was tu jest? Coście wy za życia robili, jakeście się mordowali?“ I wzrok jego padł na jedno z nazwisk. Było ono znajome już Piotra Saweliewa Nieuważaj-Koryto, należącego niegdyś do obywatelki Koroboczki. Znów nie mógł wytrzymać, żeby nie wyrzec: „Oh, jaki długi! Byłżeś ty majstrem, albo po prostu chłopem i jaką śmiercią skończyłeś? Czy w karczmie, czy téż wśród drogi?“ Probka Stefan, cieśla wzorowéj trzeźwości. Oto ten Stefan Probka, ten bohater, który zdałby się do gwardyi! Prawie wszytkie gubernie przeszedł z toporem za pasem i bótami na ramieniu, zjadał za grosz chleba, a za dwa ryby suszonéj, a w kaletce