Strona:Martwe dusze.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Głupi jak drzewo, a spróbuj cokolwiek położyć — w téj chwili ukradnie! Po co żeś tu durniu przyszedł, powiedz, po co? Tu chwilę zamilczał, na co Proszka odpowiedział mu także milczeniem. — Nastaw samowar, — słyszysz? oto weź klucz i oddaj go Marcie, żeby poszła do śpiżarni: tam na półce są sucharki z kołacza, które przywiozła moja córka Aleksandra, — niech je podadzą do herbaty!.... Poczekaj, dokąd że ty? dureń! eh, dureń! Nogi cię swędzą czy co?...... Wysłuchaj najprzód. Sucharek, który jest na wierzchu już się zepsuł, więc niech go delikatnie oskrobie nożem, a okruchów nie wyrzucać, niech je zaniosą do kurnika. Ale ty, to pamiętaj nie wchódź do śpiżarni; jak nie — to po tobie, już wiesz? brzozową rózgą, żeby lepiéj smakowało! teraz masz doskonały apetyt, więc żeby był jeszcze lepszy! Spróbuj tylko wejść do spiżarni, to tym czasem będę patrzał przez okno. — Im w niczem nie można wierzyć, ciągnął daléj, obracając się do Cziczikowa, gdy Proszka wraz z butami wyszedł. Ale przytém zaczął podejrzliwie spoglądać na Cziczikowa. Takie hojne postępki zdawały mu się nie prawdopodobne, i on myślał sobie: „Diabli go wiedzą, może on tylko pyszałka, jak wszyscy ci utracyusze: nałże, nałże, żeby napić się herbaty a potém i wyjedzie!“ Następnie, z przezorności i chcąc go