Strona:Martwe dusze.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lacyi, szczotka musiała nie dotykać podłogi, na któréj leżały okruchy chleba, popiół z fajek i cygar nie był strząśnięty z obrusa. Gospodarz zaraz przyszedł, nie miał on nic pod swoim szlafrokiem, oprócz gołych piersi mocno zarosłych. Trzymając w ręku fajkę i popijając herbatę, mógłby się był podobać malarzowi, któryby nienawidził wymuskanych figur, podobnych do lalek wystawionych w oknach fryzyerów.
— No i cóż, rzekł Nozdrew po krótkim milczeniu, nie namyśliłeś się grać na dusze?
— Już ci raz mówiłem, bracie, że nie będę grał, kupić, z chęcią kupię.
— Ja znowu nie chcę sprzedać: toby nie było po przyjac elsku. W karty rzecz inna, — przeciągniemy choć jedną talię!
— Już ci powiedziałem, że nie.
— A mieniać s ę nie chcesz?
— Nie chcę.
— Posłuchaj: zagramy w warcaby; wygrasz, twoje wszystkie. U mnie dużo jest takich, których potrzeba z list wykreślić. Porfiry, przynieś warcabnicę!
— Napróżno, ja grać nie będę.
— Przecież to nie w karty, tu nie potrzeba żadnego szczęścia, ani téż nie może być oszukaństwa; wszystko zależy od umiejętności. Muszę cię