Strona:Martwe dusze.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tyś za niego dziesięć tysięcy nie dał, on i tysiąca nie wart.
— Jak Boga kocham, zapłaciłem dziesięć tysięcy, rzekł Nozdrew.
— Przysięgaj się, ile chcesz, odpowiedział szwagier.
— Chcesz? pójdźmy w zakład, rzekł Nozdrew
Ale szwagier zakładać się nie chciał.
Następnie Nozdrew pokazał puste przegrody, w których kiedyś stały także doskonałe konie. W téjże stajni widzieli kozła, którégo podług starodawnych zwyczajów, uważano za konieczne trzymać przy koniach i który jak widać był z niemi w zgodzie, bo spacerował sobie pod ich brzuchami, jakby był u siebie. Pokazał im następnie Nozdrew wilczka na uwięzi. „Patrzcie co za wilczek!“ mówił; „naumyślnie karmię go surowem mięsem, żeby był dziki!“ Obejrzeli sadzawkę, w któréj jak mówił Nozdrew były tak wielkie ryby, że dwóch ludzi zaledwie jednę sztukę unieśćby mogło, o czém jednak szwagier pozwolił sobie wątpić. „Pokażę ci Cziczikow,“ rzekł Nozdrew „parę psów, jakich jeszcze nigdy nie widziałeś!“ i poprowadził ich ku ładnemu małemu domkowi, otoczonemu ogrodzonym dziedzińczykiem. Gdy weszli na ten dziedzińczyk, psy rzuciły się do No-