Strona:Martwe dusze.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i subtelności naszego zachowywania się. Francuz albo Niemiec nigdy niedopatrzą się i niepojmą takiego stopniowania. Oni prawie tym samym tonem i temi samemi słowami będą mówili z milionerem i z biednym kramarzem, chociaż w duszy przenoszą pierwszego. U nas nie tak; u nas są tacy mędrcy, którzy z obywatelem, posiadającym dwieście dusz, będą mówili zupełnie inaczéj, niż z takim, który ich posiada trzysta; a z tym, który ich posiada trzysta, znowu nie tak jak z tym, który ich ma pięćset; a z tym, który ich ma pięćset, znowu całkiém odmiennie, niż z tym, który posiada ich ośmset; słowem, chociażby doszli do miliona, zawsze potrafią zachować jakieś odcienia. — Dajmy na to, że istnieje kancelarya, a w kancelaryi naczelnik. Proszę popatrzeć na niego, gdy siedzi otoczony swoimi podwładnymi, od strachu nie śmie nikt słowa wymówić! na twarzy jego wyczytujesz dumę, uczucie, że jest szlachcicem i Bóg wie nie co jeszcze! Chwytaj tylko za pędzel i maluj: Prometeusz, prawdziwy Prometeusz! Pogląda jak orzeł. Tenże sam orzeł, gdy wyjdzie z swego pokoju i zbliży się do gabinetu swego naczelnika, pędzi jak kuropatwa, ile mu sił starczy, z pliką papierów pod pachą. W towarzystwie, na wieczorku, jeżeli są tylko niżsi urzędnicy, — Prometeusz znów jest Prometeuszem; ale niech tylko wyższy