Przejdź do zawartości

Strona:Martwe dusze.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że powiemy, że nasz podróżny okazał niezmordowaną czynność w składaniu wizyt; on nawet był złożyć swoje uszanowanie inspektorowi rady lekarskiéj i miejskiemu budowniczemu — i jeszcze potém długo siedział w bryce i przemyśliwał, komu by to jeszcze złożyć wizytę, ale już nie było więcéj w mieście urzędników. W rozmowie z tymi potentatami bardzo zręcznie umiał podchlebić każdemu. Gubernatorowi powiedział, jakby w nawiasie, że do jego gubernii wjeżdża się jak do raju, że droga wszędzie jak aksamitna, i że rządy, które naznaczają mądrych urzędników, warte są pochwały; policmajstrowi oświadczył coś bardzo przyjemnego o porządku w mieście; a w rozmowie z wice-gubernatorem i prezesem izby skarbowéj, parę razy nazwał ich, jakby przez omyłkę, jaśnie wielmożnymi, chociaż byli tylko radzcami stanu i tytuł ten im się nie należał, co bardzo im się podobało. Wynikiem tego wszystkiego było, że gubernator zaprosił go tegoż dnia na wieczór, drudzy zaś urzędnicy, to na obiad, to na preferansa, to na filiżankę herbaty.
O sobie mówił mało, albo tylko ogólnikami, z widoczném umiarkowaniem, a gdy do tego przyszło, rozmowa przybierała ton książkowy: że on tylko nikczemny robaczek tego świata, że nie wart