Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się kiedykolwiek zobaczyć. Żaden z plebeuszów nigdy jeszcze nie miał szczęścia oglądać przyjęcia do nieba proroka. Uczestniczy tam cała arystokracja, wszyscy patrjarchowie i prorocy, wszyscy archaniołowie, książęta, gubernatorowie i wicekrólowie — i ani jednego, rozumiecie, ani jednego zwykłego śmiertelnika. Ale zwróćcie uwagę, że mówię o arystokracji i możnych nietylko naszego świata, ale o książętach, patrjarchach i t. p. ze wszystkich światów, jaśniejących na naszem niebie, i z biljonów innych, należących do systemów, z któremi nasz nie ma nic wspólnego. Na tem przyjęciu było obecnych kilku takich proroków i patrjarchów, wobec których nasi to zupełna nędza, jeśli chodzi o rangę i sławę. Niektórzy z nich pochodzili z Jowisza i innych światów naszego systemu; ale trzej najsławniejsi z pośród nich, — poeci Saa, Bo i Suf — pochodzili z ogromnych planet trzech różnych, bardzo oddalonych od naszego słońca systemów. Te trzy nazwiska są znane w każdym najnędzniejszym zakątku nieba; rozsławione są równie szeroko jak imiona siemdziesięciu Najwyższych Archaniołów. A tymczasem nasi Mojżesz, Adam i inni nikomu nie są znani poza granicami niewielkiego zakątka nieba, przeznaczonego dla ludzi z naszego świata; nikt ich nie zna z wyjątkiem kilku tkwiących tu i owdzie uczonych, którzy stale przekręcają ich imiona i plączą czyny jednego z czynami drugiego. Mówią zawsze o naszym systemie słonecznym, uważając, że to wystarczy, i nie wdając się w takie szczegóły, jak oznaczenie poszczególnej planety. To przypomina pewnego uczonego Hindusa, który, chcąc dowieść, jak szerokie posiada wiadomości, mówił, że Long-