Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lutnie nikomu nie przeszkadza. To akurat pasuje do ich wieku. Ładna rzecz, więc się młodym podoba. To najładniejsza część ich stroju.
— Włożyłem moje skrzydła do wiadra z wodą i będę je trzymał tam póty, aż się wymyją.
— Albo póki nie nastąpi przyjęcie.
— A to co takiego?
— Możecie zobaczyć to na własne oczy dziś wieczorem, jeżeli macie ochotę. Będą dziś przyjmować jednego nowonawróconego z Jersey City.
— Opowiedzcie mi o tem.
— Przyjął chrześcijaństwo na jednym z mityngów new-yorskich i pojechał do domu statkiem; nastąpiła katastrofa i utonął. Należy do tego gatunku ludzi, którzy myślą, że całe niebo oszaleje z radości na wiadomość o zbawieniu takiej duszy, jak on; tacy ludzie są przekonani, że całe niebo wyjdzie na ich spotkanie z okrzykami „hosanna” i t. p., że w całym bezmiarze niebios w dniu jego przybycia o niczem innem nie będą mówić, tylko o nim. Ten nowonawrócony myśli, że tu u nas dobrych sto lat nie było tak doniosłego zdarzenia, jak jego przybycie. Sam zaobserwowałem pewien szczególny rys, charakterystyczny dla nowonawróconych nieboszczyków: nie wystarcza im pewność, że całe niebo wyjdzie na ich spotkanie, ale czekają jeszcze na uroczystą procesję z pochodniami.
— To znaczy, że będzie musiał rozczarować się w swych nadziejach?
— Bynajmniej. Tutaj nikt się nie rozczarowuje. Tu można mieć wszystko, czego się pragnie, to jest wszystko, co jest osiągalne... Tu zawsze znajdą się biljony miljonów młodzieży, go-