Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W kilka dni po tych eksperymentach, o ile pamiętam, wysłałem — a było to we wtorek — kartkę do Sandy Williamsa z prośbą, żeby przyszedł do mnie nazajutrz na mannę i smażoną przepiórkę. Ledwie wszedł do mego mieszkania, zapytał z odcieniem ironji w głosie:
— No, kapitanie, coście zrobili ze swemi skrzydłami?
Natychmiast odczułem sarkastyczną nutę w jego głosie, ale nie dałem mu tego poznać i odpowiedziałem krótko:
— Oddałem je do prania.
— Tak — zauważył nieco sucho — w tym czasie najwięcej oddają je do prania, nieraz to zauważyłem. Świeżo upieczeni aniołowie niezwykle lubią czystość. Kiedy spodziewacie się odebrać je zpowrotem?
— Pojutrze.
Mrugnął na mnie i uśmiechnął się. Wtedy zacząłem: — Sandy, dajmy temu spokój. Gadajcie wszystko, co macie do powiedzenia. Co za sekrety między przyjaciółmi? Widzę, że nie nosicie skrzydeł i wielu innych bierze z was przykład. Pewnie znowu postąpiłem jak głupiec. Prawda?
— Tak, ale to małe zmartwienie. W afekcie wszyscy tak postępujemy. To całkiem naturalne. W tym sęk, że na ziemi stwarzamy sobie takie głupie pojęcia o niebie i porządkach niebiańskich. Na obrazkach widzieliśmy zawsze aniołów ze skrzydłami; jest to całkiem uzasadniony sposób wyobrażenia ich. Ale myśmy z tego zaraz wnioskowali, że te skrzydła służą im jako środek lokomocji. A wniosek ten jest zupełnie mylny. Skrzydła są mundurem anielskim — to wszystko.