Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak jest, sir, mamy jej więcej, niż potrzeba.
— A ile ładunku zabraliśmy do wytransportowania szatanowi?
— Miljon osiemset tysięcy kwantyrmiljonów „kazarków”.
— Doskonale. Niech ich mieszkańcy pomarzną do przyjścia następnej komety. Odciążyć statek! Prędzej, prędzej się ruszać, chłopcy! Cały ładunek za burtę!
Peters, patrzcie mi prosto w oczy i starajcie się zachować spokój. Przekonałem się, że „kazark” jest niczem innem jak tylko planetą o pojemności 169 kul ziemskich! Otóż całą tę ogromną masę wyrzucili za burtę. Padając, pociągnęła za sobą znaczną ilość gwiazd — znikły, jakby zgaszone czyjemś gigantycznem dmuchnięciem. Co zaś do wyścigu — ten w jednej chwili się skończył. Kometa, zaledwie pozbyła się ładunku, ruszyła naprzód i w ciągu sekundy wyprzedziła mnie tak, jakbym stał na kotwicy. Kapitan przeszedł na rufę, na luk, zagrał mi na nosie i krzyknął:
— Dowidzenia! Dowidzenia! Może i od was przesłać coś przyjaciołom waszej babci?
Potem włożył swój płaszcz nieprzemakalny, i po upływie trzech kwadransów jego statek zamienił się w blade, połyskujące pasmo na horyzoncie. Tak, to był błąd z mojej strony, Peters, że wypowiedziałem taką uwagę. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek przestał tego żałować. Gdybym umiał utrzymać język za zębami, wziąłbym górę nad tym niebiańskim natrętem.
Ale widzę, że odbiegłem od wątku opowiadania; zaraz wezmę zpowrotem właściwy kurs. Te-