Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

JERZYZ gestem rozpaczy. Moje dziecko, a cóżbym ja bez niej robił? Popadłbym chyba w jakąś zadumę! Ja przecież jestem kochanie, normalnym, pełnowartościowym człowiekiem! A że u ciebie psychogenne czynniki i tam dalej... to nie racja... Ale widzisz na żonę tobym jej niechciał...
NOLAPrzerywa z uśmiechem. Widzę, że ja milczałam z litości, a ty dla ułatwienia sobie życia! Prawda?
JERZYJakby przepraszał. Ale czyż byłem złym mężem? Czy twoje zdrowie nie było ciągłym przedmiotem moich trosk? Czy byłaś skrępowana, nieszczęśliwa? Czy — czy byłem niesprawiedliwy —? Egoista?
NOLARozumiem już wszystko i dziękuję ci. Oszczędziłeś mi wielu skrupułów... Widzę przed sobą szczęście... bez chmur.
JERZYRaz jeszcze gra komedję. No więc drogi kapitanie... skoro inaczej być nie może, zapominam na chwilę, że jestem lekarzem, zamykam oczy na kliniczny obraz mojej żony, i przystaję już na ten rozwód. Wzamian żądam od was przyjaźni. Ostatecznie, frigiditas może w szczęśliwym wypadku zanieistnieć! Uderza go po ramieniu. Müllermann cytuje taki wypadek. Aleście mi narobili kłopotu! Słowo daję! Moja dziewczyna to ma charakter! Jutro mi się tu gotowa wprowadzić! Bądźcie łaskawi choć do czasu w sekrecie to wszystko zatrzymać... Ajejej, jak ta młodość musi wszystko komplikować! A tak dobrze było i spokojnie! Wychodzi do swego pokoju, ale zatrzymuje się jeszcze w progu. Ale słuchaj, możebyś tak, ot dla pewności, wzięła jednak przed ślubem tych kilka zastrzyków hormonowych! Choć dziesięć ampułek po 30 jednostek mysich! Krztusi się śmiechem. Ach, ta medycyna! Co? kolega Müllermann! Co? Frigiditas... Śmieje się wreszcie otwarcie, trochę smutno, kiwając głową. No cóż robić, cóż robić!... Wychodzi.