Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oto jest komunikat szpitalny, o którym mówiłem, że cię powinien ucieszyć.
JASTRAMBOdżył, podnosi głowę. Jakto... to prawda! No i co ty ze mną wyprawiasz, Herrub? Niech cię nie znam!
NOLAObejmuje go. Żyją! I nasza miłość żyć będzie!... Ty masz serce!... ty jesteś dobry!
JASTRAMBŚciskając za ramię Herruba. Herrub, ale właściwie to — otworzyłeś mi oczy! Właściwie to — dziękuję ci! Uśmiecha się przez ostatnie łzy.
HERRUBZawstydzony. Ja? co? ani mi się śniło! Źle mnie zrozumiałeś, nie dałeś mi przyjść do słowa... — widać miałeś nieczyste sumienie. Co? — idźże, idź! Wstydziłbyś się!
JASTRAMBZ westchnieniem szczęścia. Nola! Obejmuje ją. Nola! To dobrze! to pięknie! Niechże sobie żyją! Śmieje się serdecznie i szeroko.
NOLAI już im dobrze życzysz? Tak jak ja?
JASTRAMBJak ty... i jestem baba... jestem baba... psiakrew tak jak ty... Całuje ją.
HERRUBZ ukłonem. Żegnajcie państwo. Nie, mnie już czas.
NOLACo, już?... tak prędko?... Pan daruje że my tak szczerze — przy panu —
HERRUBO! Przeciwnie. To dla mnie piękny widok — tylko muszę śpieszyć do hangarów. Mam jeszcze dzisiaj nocne loty.
NOLAPan jakiś smutny... Co panu jest?
HERRUBNic, nic... twarz mnie pali, może to na zmianę...
NOLAWpatrując się w niego. Ale pozostanie pan moim przyjacielem...
HERRUBDziękuję...Odprowadza go do drzwi, mówiąc nieuważna i szczęśliwa. Pan zawsze taki dobry — taki kochany przyjaciel...