Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

GŁOS LOTKIW drzwiach. Marysiu, co się z tobą dzieje? Chodź!
MARYSIAPiskliwie. Idę, Loteczko, idę. Wybiega na lewo.

SCENA 12: JASTRAMB, NOLA.

JASTRAMBZastrzelić taką babę na miejscu! Wzrusza ramionami.
NOLABiedne kolibry!
JASTRAMBKolibry! Takie gęgające!...

SCENA 13: CIŻ, LOTKA, MARYSIA.

LOTKA i MARYSIA wchodzą.
LOTKADo Jastramba. Panie kapitanie! Niech mi pan powie całą prawdę. Pocieszać to każdy potrafi, ale pan jeden powie prawdę, bo pan jest bezwzględny. Czy on wyjdzie z tego? A może będzie zeszpecony na całe życie? Ale to wszystko jedno, byleby żył. Już ja się poświęcę.
JASTRAMBSerdeczniejąc. Niech się pani zawczasu nie martwi — nieraz on już wychodził cało z różnych kraks. Ma pani chrzest na żonę lotnika.
NOLANiech pani jedzie do niego. Tam, w szpitalu, może się pani przydać.
Wszedł Nieborowski.

SCENA 14.

NIEBOROWSKIZdyszany, niosąc flaszeczkę i szklaneczkę. Jest walerjana, ale jak widzę, to panie już wychodzą? Pani pozwoli, że się nią zaopiekuję jako narzeczoną mego drogiego kolegi. Prósze się na mnie oprzeć. Jest właśnie autobus. Jeśli pani chce, pojedziemy zaraz do szpitala. Potem odwiozę panią do rodziców. Będę przy pani cały czas.
LOTKAZ wdzięcznością przyjmuje jego ramię. Dobrze, dobrze — jaki z pana dobry lotnik! Chodźmy Marysiu.