Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieli. Jak już konali, kazali, żebyś ty był na pogrzebie. Przez to nie dawałem zabijać wieka, ale Jasiuk mówił, że trzeba, i tak my pojechali.
— Co z gospodarką?
— Przy sołtysie matka wszystko przepisali na mnie — powiada mały i patrzy na brata. — Powiedzieli, że tobie nie, boby ci na tę tam odciągnęli...
— Tak powiedzieli?
— Tak powiedzieli i przykazali, żebym ci twoje dał, jak cię puszczą.
— Tak przykazali?
— Tak przykazali. I jeszcze powiedzieli, że tak trzeba, bo musi sprawiedliwość być.
— Tak powiedzieli?
— Tak powiedzieli.
— No bo patrz, ja żem też tak naczelnikowi powiedział, jak mnie do niego zaprowadzili. „Matka twoja umarli — powiada on mi. — I ty żeś — powiada on mi jeszcze — ją zabił”. „Ja żem zabił? Boga by żeście się bali — powiadam mu ja. — Jak bym ja swoją matkę mógł zabić, Boga się bójcie!”
— Tak żeś mu powiedział?
— Tak żem mu powiedział.
— To on mi mówi: „Matkę żeś zabił, bo za ciebie ona na gospodarce harała, jak ty żeś tu próżnował”. A ja mu mówię: „Pani naczelniku, jak pón tak może mówić, to tak, jakbym ja chciał tu siedzieć. Obskarżyli mnie, zamknęli, choć żem był niewinny”. „Mógłżeś tamtej pieniądze płacić” — on mi.
„Za co — ja mu powiadam — za co ja żem miał pieniądze płacić, jak sam Bóg poświadczyć może, żem ja niewinny. Dziecko nie moje”. „Sąd tak osądził” — on na to. „Bo fałszywce krzywo świadkowali — mówię — przez to mnie posadzili.” „A może by lepiej było płacić, zamiast tak lata młode tra-