Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak tu będę siedział i w kółko wam grał? Nie takim będę grał, zobaczycie, skurczybyki. Pojadę do miasta, zaraz pojadę.
— To i jedź — powiada Spasion rozeźlony.
— A co? — wrzeszczy tamten, machając klarnetem. — Pojadę.
Wychodzi na autostradę, staje na środku z rozkrzyżowanymi rękami.
— No, patrzcie, jaki to — mówi biały Józek z podziwem.
Potem, po namyśle, dodaje: — I tak się powieszę.
Nikt nic nie mówi, więc powtarza:
— Zobaczycie, teraz już naprawdę się powieszę.
Wszyscy wiedzą, biały Józek dwa razy się już wieszał, za każdym razem odratowały go jego panny, najstarsze z jego ośmiorga, już dorosłe do zamążpójścia; molestowały go o wyprawy; przez to się wieszał. Ale co tu powiedzieć takiemu, co chce się powiesić? Jak mu przyjdzie, to i tak się powiesi, nikt go nie dopilnuje, chyba tylko jego córy; więc nikt nic nie mówi.
— Zobaczycie — powiada jeszcze raz. Idzie do kiosku, długo grzebie po kieszeniach, przynosi jedną butelkę: tyle tylko ma grosza, inaczej przyniósłby dwie.
Piją po kolei, patrzą na autostradę. Żaden samochód nie jedzie, więc patrzą na Adama-klarnecistę. Stoi tak ciągle, jak stał, i kołysze się na szeroko rozstawionych nogach.
— Pojadę — krzyczy — pojadę!
— Słaby łeb — osądza Spasion. — Pij tu z takim.
W końcu nadjeżdża samochód; jest jeszcze daleko, światła reflektorów błądzą po dachach najwyższych domów. Nikt nic nie mówi, wszyscy słuchają warkotu motoru. Samochód wyskakuje zza zakrętu, strzela reflektorami w Adama-klarnecistę. Adam