Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mama mnie też zawsze to mówiła, ale na złość jej powiedziałem:
— Głupiaś! W nogach śpisz i liśćmi się przykrywasz, co tam możesz wiedzieć.
— Tyś głupi — odszczeknęła mi się Zośka.
Chwilę nic nie mówiliśmy, patrzyliśmy tylko, jak Sylwuś sika.
— A ja mam nie taką siuśkę — powiedziała Zośka.
— Pokaż — zainteresował się Sylwuś.
Zośka podniosła sukienkę. Miała naprawdę nie taką. Sylwuś dotknął palcem najpierw swojej, a potem jej siuśki.
— O, patrz — powiedział.
Siedzieliśmy i patrzyliśmy z Sylwusiem na jej siuśkę, a ona patrzyła na Sylwusia. Długo tak patrzyliśmy i jakoś dziwnie było tak patrzeć, nie chciało się nic mówić. Potem, nie wiem dlaczego, Sylwuś nagle opuścił nogawkę i Zośka zaraz też opuściła sukienkę.
— Pokaż jeszcze — powiedziałem. Bardzo mi się chciało patrzeć jeszcze.
— Phy, a na smętarz boisz się iść — wzruszyła ramionami Zośka.
— Myślisz, że nie pójdę — powiedziałem. Nie patrzyłem na Sylwusia, tylko na nią, i bardzo mi się chciało, żeby podniosła jeszcze sukienkę.
— Jak pójdziecie, to pokażę — powiedziała Zośka.
— To gut, idziemy — powiedziałem do Sylwusia.
Wracaliśmy nic nie mówiąc i nie patrząc na siebie. Przypominał mi się smętarz i trząsłem się ze strachu, ale zaraz przypominała mi się też Zośka i znów bardzo mi się chciało, żeby jeszcze raz podniosła sukienkę. Sam nie wiem, czemu tak mi się tego chciało.
Po południu pognałem krowy. Byłem bardzo zły