Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaorali wszystko, do kopania kartofli się wzięli. Robimy my jak na swoim, bo to i Tyśka testament przy sołtysie zrobiła, że jak niby umrze, to wszystko będzie nasze. A potem, na przedzimiu, jak już po robocie było, to ona nas precz pędzić zaczyna. „Za dużo mi jecie — powiada — całą gospodarkę mi przejecie, jeszcze na żebry mi iść wypadnie”. A ona to tak: my robimy, a ona za wszystko pieniądze bierze, tabzi, w kabzie na piersiach nosi, a podatki to jeszcze nam każe płacić. To nam się tak zaczęło nie podobać, bo to i jedzenie przed nami zamykała, że my samymi kartoflami musieli się obywać, bo nawet chleba, przeklęta, nie dawała nam upiec. Tam my żyli i czekali, a i to ji się nie podobało.
— Wyganiać nas zaczęła. „Próżniaki żeście — mówi — lenie — mówi — wygnam was i innych sobie znajdę, takich, co mnie słuchać będą”. „A my — mówimy — my was słuchamy, ale nigdzie nie pójdziemy, gospodarkę my na nogi postawili, wszystkie swoje pieniądze w nią włożyli, jak te głupie harowali, to teraz nigdzie nie pójdziemy”. To ona zaczęła na nas wrzeć jak na psów, jak psów nas poniewierać. Rady my sobie z nią dać nie mogli. A bali my się jej — bo zaraz było widać, że ze Złym babsko trzyma, we wszystkim było widać. Czasami o północy wstaje, w garnkach coś gotuje, smaży, aż czad na cały dom idzie, albo leci gdzieś. Raz my ją zobaczyli o świcie, w strudze po kolana stoi, mruczy coś, czaruje. To Pawluś do mnie powiada: „Ty, Helenka, uważaj, ona to zadawać umie, żeby to nam nie zadała czego”.
A ona jeszcze bardziej nas z gospodarki pędzi. To my robili, co mogli, na każdym kroku jej ustępowali, bo my się bali. Bali my się, ale z drugiej strony to sobie myśleli, jak tu teraz gospodarkę ostawiać, w świat iść? Tak my nie wiedzieli, co robić.