Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że skoro mu piszą receptę, to jeszcze nie wszystko stracone i nie tak rychło wezmą się do napisania sepultury.
Podniósł z trudem swą opuchniętą rękę i położył na mojem kolanie, zatrzymując z zapytaniem:
— Na co?...
— Proszki panu ulżą.
— Daj pokój!... nie o to mi chodzi. Mnie ulgi nie potrzeba.
— Ulgi mu nie potrzeba — pomyślałem — to po cóż mnie wzywał?...
Musiał dojrzeć moje zdziwienie, bo nie pytany rzekł:
— Radbym wiedzieć tylko, jak długo jeszcze mogę pociągnąć... Czy to się da dokładnie obliczyć?... jak myślisz, konsyliarzu?... Wy się przecie na tem znacie. Dzień,