Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czął po chwili — młody jesteś... trudno uwierzyć, abyś już praktykował. Ale niech tam! świat dziś szybko dojrzewa. Może być, żeś i doktor...
Przymknął oczy i zdawał się zapominać o mnie; wpadał w drzemkę.
Mogłem mu się lepiej przypatrzeć przez tę chwilę; poruszał ustami, jakby szeptał, nozdrza mu drżały przy każdym oddechu, a koło ust zarysował się ten cień fizycznego bólu i wysiłku, z jakim stare piersi pracowały, pompując w płuca powietrze.
Ja to znam, napatrzyłem się dosyć temu w klinice.
Od pierwszego rzutu oka nie miałem wątpliwości co do stanu pacyenta; chyba nie wiele mu się należy!...