Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakże się pan dobrodziej czuje? — spytałem.
— Jak po rozmowie z Bogiem — odrzekł.
— Możeby teraz rozebrać się?... Te suknie pana uciskają; niewygodnie tak.
Zrobił ruch głową.
— Nie trzeba... już nie długo — odpowiedział wyraźnie, z rezygnacyą — skończy się wkrótce.
Zbadałem puls; słaby był, ale spodziewałem się większego wyczerpania.
Dzisiaj chyba śmierć go jeszcze zostawi; noc przeżyje. Dałem mu krople na wzmocnienie; czkawka go znowu męczyć zaczęła. Nie chciał w żaden sposób rozebrać się i przenieść na łóżko.
— Nie męczcie mnie — odpo-